🏴 [Futbol] Premier League, angielska piłka, piłkarze...
-
Burnley 2-1 Wolverhampton
Początek premierowej odsłony należał do podopiecznych Espirito Santo. Wilki z dużą łatwością konstruowały kolejne akcje ofensywne. Niestety większość wyprowadzanych ataków nie robiła większego wrażenia na The Clarets. Żelazna postawa obrońców Burnley sprawiała spore problemy graczom Wolves, którzy momentami bili głową w mur.Tymczasem po dwóch bezbarwnych kwadransach w wykonaniu The Clarets na boisku zrobiło się gorąco. Z początku 100 procentową sytuację zmarnował Ashley Barnes. Napastnik w sytuacji sam na sam trafił prosto w bramkarza. Tym samym gra zrobiła się bardziej wyrównana. Nieoczekiwanie Barnes zrehabilitował się po nieudanym strzale kilka minut później. 31-latek dopadł piłkę w powietrzu i mając obok siebie trzech obrońców zdobył gola sprytnym uderzeniem głową.
Po przerwie lepszy początek zanotowali piłkarze Sean Dyche. Już w 51. minucie Chris Wood wyprowadził Burnley na dwubramkowe prowadzenie pewnym strzałem z bliskiej odległości. Od tego momentu Bordowi głęboko cofnęli się do defensywy, oddając inicjatywę rywalom.
Wilki ruszyły w pogoń za wynikiem. Przez dalszą część spotkania byliśmy świadkami jednostronnej gry. Z każdą upływającą minutą goście słabli na sile, lecz w samej końcówce arbiter wskazał na wapno. Nieprzepisowego zagrania pod własną bramką dopuścił się Benson. Przed szansą na gola kontaktowego stanął Fabio Silva. Pope wyczuł intencję 19-latka, ale skapitulował i Portugalczyk zdobył swoją pierwszą bramkę w Premier League. W doliczonym czasie Burnley nie mogło być pewne, czy dowiezie korzystny rezultat do końca, ponieważ ekipa z Wolverhampton poczuła wiatr w żaglach i wciąż parła do przodu, jednak na remis było już za późno.
Chelsea 3-0 West Ham United
Zgodnie z oczekiwaniami w pierwszych trzech kwadransach rywalizacji gospodarze zdominowali swoich rywali. Chelsea miała pięć sytuacji strzeleckich, po których oddała trzy celne strzały. Żadnej wartej odnotowania okazji do zdobycia bramki nie mieli natomiast zawodnicy gości, u których bramki strzegł Łukasz Fabiański.Wynik meczu został otwarty w 10. minucie, gdy na listę strzelców wpisał się Thiago Silva. Były defensor Paris Saint-Germain wykorzystał dośrodkowanie z rzutu rożnego, oddając strzał głową. Tym samym polski bramkarz został zmuszony do kapitulacji. Tymczasem w 26. minucie do wyrównania mógł doprowadzić Aaron Cresswell, ale nieznacznie chybił, więc do przerwy wynik się nie zmienił.
Fabiański natomiast ze świetnej strony spisał się w 43. minucie, gdy wyszedł z opresji po sytuacji sam na sam z Timo Wernerem. Niemiec chciał technicznym strzałem pokonać Polaka, ale ten nie dał się zaskoczyć, więc tylko dzięki świetnej postawie reprezentanta Polski podopieczni Davida Moyesa zawdzięczali to, że schodzili na przerwę tylko ze stratą jednego gola.
Tymczasem w 78. minucie, ekipa Franka Lamparda zdołała podwyższyć swoje prowadzenie. Tym razem na listę strzelców wpisał się Tammy Abraham. Anglik wykorzystał podanie od Wernera, kierując piłkę w prawy dolny róg bramki Młotów. Abraham jednym golem się nie zadowolił i 120 sekund później ustalił wynik rywalizacji na 3:0 dla Chelsea.
Team ze Stamford Bridge wygrał jednocześnie swoje siódme spotkanie w sezonie. W związku z tym Chelsea awansowała na piąte miejsce w tabeli Premier League. Z kolei West Ham United poniósł piątą porażkę w sezonie. Godne uwagi jest zatem to, że ta drużyna zajmuje 10. miejsce w ligowej klasyfikacji.
-
Wyniki ćwierćfinału Carabao Cup
Pary półfinałowe
-
Powtórka derbów Manchesteru z poprzedniego sezonu w tych rozgrywkach. Liczę na rewanż.
-
@byku-duma-warmii said in [Futbol] Premier League, angielska piłka, piłkarze...:
Powtórka derbów Manchesteru z poprzedniego sezonu w tych rozgrywkach. Liczę na rewanż.
Czuję, że wygramy
-
@dovco_handf oby. Ostatnie mecze wyglądały dobrze.
-
Wyniki kolejki 15 i 16
-
Everton 0-1 West Ham United
Pierwszym meczem w 2021 roku było starcie na Goodison Park, gdzie Everton podejmował West Ham. Gospodarze wygrali cztery ostatnie ligowe mecze i zamierzali przedłużyć tę dobrą passę. Londyńczycy to jednak wymagający przeciwnik, więc mogliśmy spodziewać się ciekawego starcia.Tak jednak nie było, a przynajmniej w pierwszej połowie. Częściej przy piłce utrzymywali się The Toffees, ale nie miało to wpływu na stworzone okazje bramkowe. Tempo gry również nie należało do najwyższych, między innymi dlatego, że West Ham nie chciał przejąć inicjatywy. Oba zespoły wyczekiwały na ruch przeciwnika i nie zamierzały się specjalnie otworzyć, co mogłoby skutkować utratą gola po kontrataku.
Na pierwszy celny strzał w nowym roku musieliśmy czekać aż do 45. minuty, gdy piłę otrzymał Bernard, który zdecydował się na uderzenie z dystansu z kierunku lewego słupka. Intencje Brazylijczyka przewidział jednak Darren Randolph, który odbił futbolówkę na rzut rożny. Do przerwy wynik z początku meczu nie zmienił się.
Po przerwie poziom tego spotkanie wciąż pozostawiał wiele do życzenia, ale wraz z upływem czasu, drużyny zaczęły grać trochę bardziej ofensywnie. Po godzinie gry prowadzenie West Hamowi mógł dać Aaron Cresswell, który uderzył z rzutu wolnego, ale tylko w sam środek bramki.
Carlo Ancelotti dostrzegł, że jego nie podopieczni nie prezentują się tak, jakby tego chciał. Dlatego Włoch postanowił wprowadzić na boisko Andre Gomesa i Jamesa Rodrigueza, co sprawiło, że Everton był już bardziej aktywny. The Toffees stworzyli sobie w tej części spotkania kilka
Wydawało się, że spotkanie na Goodison Park zakończy się remisem 0:0, ale w 86. minucie zobaczyliśmy w końcu gola. Cresswell zagrał dość przypadkowo do będącego w polu karnym Tomasa Soucka, który doskonale odnalazł się w tej sytuacji i uderzeniem z bliskiej odległości pokonał bramkarza. Tym samym zapewnił londyńczykom wygraną 1:0.
Manchester United 2-1 Aston Villa
W pierwszej połowie lepszą drużyną byli gospodarze. Jednak dosyć niespodziewanie, to Aston Villa wyprowadziła pierwszą groźną akcję. W 13. minucie dobrą okazję do zdobycia bramki miał John McGinn, ale jego uderzenie obronił David de Gea.Manchester United wyszedł na prowadzenie dosyć późno. Akcje podopiecznych Ole Gunnar Solskjaera przyniosły oczekiwany efekt dopiero w 40. minucie. Aaron Wan-Bissaka popędził wtedy skrzydłem i zdecydował się na dośrodkowanie. W polu karnym dobrze ustawiony był Anthony Martial, który uderzeniem głową z bardzo bliskiej odległości pokonał bezradnego bramkarza.
W drugiej połowie przewaga Manchesteru United nie była już aż tak widoczna. Goście już od samego początku chcieli odrobić wynik i doprowadzić do wyrównania. W 52. minucie David de Gea ponownie uratował kolegów, broniąc uderzenie Olliego Watkinsa z bliskiej odległości.
Hiszpan był jednak bezradny w 56. minucie. Piłkę na skrzydle otrzymał wtedy Jack Grealish. Wbiegł w pole karne i dostrzegł niepilnowanego kolegę. Zagrał futbolówkę do Bertranda Traore, który uderzeniem z bliskiej odległości pokonał golkipera Manchesteru United.
W 61. minucie Douglas Luiz sfaulował w polu karnym Paula Pogbę. Arbiter skorzystał z pomocy VARu i po chwili przyznał jedenastkę Manchesterowi United. Do piłki podszedł Bruno Fernandes, który pewnym strzałem zapewnił swojemu zespołowi ponowne prowadzenie. Wprawdzie Emiliano Martinez wyczuł intencję strzelca, ale uderzenie było na tyle precyzyjne, że nie zdołał sięgnąć piłki.
Przez resztę meczu obie drużyny miały dogodne okazje, aby zdobyć jeszcze parę bramek, ale często zawodziła skuteczność. Gdy strzał okazał się już celny to bezbłędnie interweniowali bramkarze, dlatego wynik końcowy to 2:1. Manchester United ma tyle samo punktów co Liverpool i mimo, że The Reds nie grali jeszcze swojego meczu w 17. kolejce Premier League, to Czerwone Diabły mają do rozegrania zaległe spotkanie z pierwszej kolejki ligi angielskiej.
Tottenham 3-0 Leeds United
W spotkanie dobrze weszli zawodnicy Leeds. Stwarzali sobie dużo groźnych okazji i wydawało się, że Tottenham czeka dzisiaj nie lada wyzwanie. Sytuacja boiska nieco się odmieniła w 29. minucie. Ezgjan Alioski popełnił wtedy przewinienie i sędzia podyktował rzut karny. Arbiter skorzystał z VARu, gdzie tylko upewnił się, że jego decyzja jest słuszna. Do futbolówki podszedł Harry Kane, który uderzył mocno w sam środek bramki i otworzył wynik spotkania.Jeszcze przed przerwą, bo w 43. minucie, Tottenham uzyskał dwubramkowe prowadzenie. Harry Kane postanowił skierować piłkę w kierunku pola karnego. Tam obrońcę wyprzedził Heung-Min Son i płaskim strzałem w kierunku bliższego słupka pokonał bezradnego Illana Mesliera.
W drugiej połowie Tottenham dosyć szybko zdobył trzecią bramkę. Son w 50. minucie dośrodkował piłkę z rzutu rożnego, a w polu karnym najlepiej odnalazł się Toby Alderweireld, który uderzeniem głową skierował piłkę między nogami golkipera.
Leeds mimo znacznej przewagi w posiadaniu piłki, nie za bardzo wiedziało co z nią zrobić. Piłkarze beniaminka bardzo rzadko odnajdywali drogę do bramki Llorisa, a ilość strzałów celnych była zbyt mała, aby pokonać dobrze spisującego się ostatnio Francuza.
Crystal Palace 2-0 Sheffield United
Crystal Palace do potyczki z Sheffield United przystępowało w roli faworyta. Gospodarze mieli nadzieję na to, że na listę strzelców wpisze się Wilfried Zaha. Jednocześnie ekipa z Londynu miała nadzieje na przełamanie serii spotkań bez porażki. Podobny cel miała jednak czerwona latarnia rozgrywek.Po pierwszych trzech kwadransach rywalizacji podopieczni Roya Hodgsona zagrali dokładnie tak, jak tego od nich oczekiwano. Następstwem takiego stanu rzeczy było to, że na przerwę piłkarze Orłów udali się z dwubramkową zaliczką.
Ze strefy komfortu gości już w czwartej minucie wyprowadził Jeff Schlupp, który wykończył ładną kombinacyjną akcję swojego zespołu, pokonując golkipera rywali uderzeniem z prawej nogi. Tymczasem w szóstej minucie doliczonego czasu gry w pierwszej połowie po solowej akcji gola na 2:0 strzelił Eberechi Eze. Tym samym Sheffield musiało gonić wynik.
Na drugą połowę zespół Chrisa Wildera w teorii wyszedł, chcąc odrabiać straty. W każdym razie chęci na zielonej murawie nie było widać. Dość powiedzieć, że sytuacji strzeleckich w drugiej odsłonie Sheffield praktycznie sobie nie wypracowało. W związku z tym do końca zawodów wynik już się nie zmienił. Zatem Crystal Palace przełamało się po pięciu spotkaniach bez wygranej.
Brighton & Hove Albion 3-3 Wolverhampton
Brighton & Hove Albion po bardzo ciekawym spotkaniu w ramach 17. kolejki Premier League podzielił się punktami z Wolverhampton Wanderers. Bój z udziałem obu ekip zakończył się rezultatem 3:3, a w trakcie spotkania nie brakowało finezyjnych zagrań, efektownych goli, rzutów karnych i efektownych interwencji bramkarzy.Konfrontacja Brighton & Hove Albion z Wolverhampton Wanderers nie miała zdecydowanego faworyta. Potwierdzały to kursy przedmeczowe u bukmacherów. Gospodarze przystępowali do potyczki, chcąc przełamać serię siedmiu spotkań bez wygranej. Zawodnicy Wilków liczyli z kolei na przerwanie passy trzech z rzędu porażek na wyjeździe.
Gospodarze przystępowali do swojej potyczki, będąc bez wygranej w roli gospodarza od ponad pół roku. Brighton dobrze zaczęło jednak sobotnie spotkanie, gdy w 13. minucie na listę strzelców wpisał się Aaron Connolly. Irlandczyk wykorzystał dośrodkowanie Leandro Trossarda, kierując piłkę do siatki z bliskiej odległości.
Strzelony przez zespół Grahama Pottera gol był jednak dobrym złego początkiem. Po stracie bramki goście wzięli się solidniej do pracy, więc na efekty nie trzeba było długo czekać. Już w 19. minucie Romain Saisse zdobył bramkę wyrównującą po strzale głową. W niecodziennych okolicznościach padł natomiast drugi gol dla Wilków. Najpierw mocnym uderzeniem sprzed pola karnego wyróżnił się Pedro Neto. O ile z tą próbą bramkarz gospodarzy sobie poradził, to dokonał tego w tak niefortunny sposób, że futbolówka po odbiciu Dana Burna wpadła do siatki. Goście prowadzili 2:1.
Irlandczyk Burn nie rozgrywał w sobotni wieczór dobrej partii. Tuż przed końcem pierwszej połowy sfaulował we własnym pulu karnym Adama Traore, więc sędzia nie miał innego wyjścia, jak podyktować “jedenastkę” dla Wilków. Stały fragment gry na gola zamienił Ruben Neves, więc do przerwy mieliśmy wynik 3:1 dla gości.
W pierwszych fragmentach rywalizacji w drugiej odsłonie Brighton chciało wrócić do gry. Udało się to, gdy Neal Maupay wykorzystał w 49. minucie rzut karny za przewinienie Joao Moutinho. Na dwóch golach zawodnicy Mew nie chcieli poprzestać, dążąc do wyrównania. Cel udało się zrealizować w 70. minucie, gdy Lewis Dunk pokonał Rui Patricio.
Do końca zawodów wynik nie uległ już zmianie, więc obie ekipy musiały zadowolić się podziałem punktów.
West Bromwich Albion 0-4 Arsenal
Bez żadnych niespodzianek Kanonierzy rozstrzelali West Bromwich Albion. Goście szukali otwarcia od samego początku, ale na pierwszego gola musieliśmy poczekać aż do 23. minuty. Kieran Tierney dwukrotnie minął Darnella Furlonga i mocnym strzałem po długim słupku wyprowadził Kanonierów na prowadzenie. Podopieczni Mikela Artety postanowili pójść za ciosem i szybko zdobyli drugą bramkę. Po pięknej zespołowej akcji piłka trafiła na skrzydle do Emile’a Smitha Rowe’a, a ten dograł ją do Bukayo Sako. Młodemu Anglikowi nie zostało nic poza skierowaniem jej do siatki.Było to z pewnością jedno z najlepszych spotkań Arsenalu w tym sezonie i Mikel Arteta najwyraźniej nakazał swoim zawodnikom dążenie do zdobycia kolejnych bramek. W 60. minucie Alexandre Lacazette przedłużył swoją serię kolejnych spotkań z golem do czterech po kuriozalnej akcji. Bukayo Saka wrzucił piłkę w pole bramkowe, a wybić ją starał się Semi Ajayi. Nigeryjczyk złożył się jak wyborowy snajper i huknął w słupek własnej bramki, a następnie przyjął na ciało uderzenie Smitha Rowe’a, ale przy drugiej dobitce nie mógł już nic zdziałać. Alexandre Lacazette z bliskiej odległości zmusił Sama Johnstone’a do trzeciej tego wieczoru kapitulacji. Francuski napastnik tego dnia nie marnował dogodnych okazji i kilka minut później dorzucił drugą bramkę, wykorzystując na równi dobrą wrzutkę Kierana Tierneya, jak i fakt, że był pozostawiony bez krycia na wprost bramkarza.
Kanonierzy zagrali przekonująco i podtrzymali wysoką formę. Po raz kolejny ogromny potencjał udowodnili Bukayo Saka i Emile Smith Rowe, a Lacazette popisał się skutecznością.
Burnley - Fulham - przełożony
Newcastle United 1-2 Leicester City
Gospodarze przystępowali do tego spotkania po czterech kolejnych meczach bez wiktorii. W dużo lepszych humorach byli podopieczni Brendana Rodgersa, którzy plasowali się na czwartej lokacie ze stratą jedynie czterech oczek do Liverpoolu FC i Manchesteru United.Gracze gości zdobyli bramkę już w 14. minucie. Jamie Vardy nie cieszył się jednak długo z tego trafienia, ponieważ gol nie został uznany z powodu spalonego.
Dziesięć minut po zmianie stron już nie było żadnych wątpliwości. Vardy popisał się udaną akcją, a z jego podania skorzystał James Maddison, który pewnym strzałem pokonał Karla Darlowa.
W 72. minucie zawodnicy Rodgersa podwyższyli na 2:0. Marc Albrighton zagrał przed pole karne do Youriego Tielemansa, a ten huknął bez zastanowienia obok lewego słupka.
Gospodarze nie zamierzali się jednak poddawać. Kilka minut później bramkę kontaktową strzałem z woleja zdobył Andy Carroll. Newcastle United nie było jednak w stanie pójść za ciosem i doprowadzić do wyrównania. Pod koniec meczu w dogodnej sytuacji znalazł się jeszcze Harvey Barnes, ale dobrze interweniował golkiper Srok. Lisy pokonały zatem swoich przeciwników 2:1.
Chelsea 1-3 Manchester City
W roli faworyta do niedzielnego hitu przystępowali podopieczni Josepa Guardioli, którzy w ostatnich tygodniach osiągali zdecydowanie lepsze wyniki. Pierwsza część meczu potwierdziła, że nie było w tym przypadku. Manchester City zdecydowanie przeważał, a swoją przewagę udokumentował również skutecznością.Obywatele na prowadzenie mogli wyjść w 16. minucie, gdy po świetnym podaniu Joao Cancelo z piłką w polu karnym znalazł się Kevin de Bruyne. Piłka po uderzeniu belgijskiego zawodnika przeszła tuż obok słupka. Dwie minuty później większą precyzją wykazał się Ilkay Guendogan, który na skraju pola karnego otrzymał piłkę od Phila Fodena, a następnie mocnym uderzeniem nie dał szans bramkarzowi Chelsea.
Trzy minuty później goście z Manchesteru podwyższyli na 2:0. Tym razem na listę strzelców wpisał się Phil Foden, który strzałem z pierwszej piłki wykorzystał dogranie De Bruyne’a. Piłka wylądowała bramce tuż przy bliższym słupku. Podopieczni Josepa Guardioli wcale nie zamierzali na tym poprzestawać i w 34. minucie zdobyli trzeciego gola. Po mocnym strzale Raheema Sterlina piłka odbiła się od poprzeczki i trafiła pod nogi De Bruyne’a. Belg nie zmarnował doskonałej okazji i trafił z kilku metrów do siatki.
Chelsea nie potrafiła w żaden sposób odpowiedzieć, a tuż przed przerwą niewiele brakowało, a goście zdobyliby czwartego gola. Bliski strzelenia efektownego gola piętą był Guendogan, ale futbolówka przeszła obok słupka. Na przerwę piłkarze Manchesteru City mogli jednak schodzić w doskonałych humorach.
W drugiej połowie wicemistrzowie Anglii mogli spokojnie kontrolować wydarzenia na boisku. Dziewięć minut po przerwie czwartego gola mógł zdobyć Rodri, ale jego strzał głową efektownie wybronił Mendy. Była to najgroźniejsza sytuacja ze strony Manchesteru City w drugiej odsłonie.
Ostatecznie spotkanie zakończyło się wygraną gości 3:1. W doliczonym czasie gry honorowego gola po podaniu Kaia Havertza zdobył Callum Hudson-Odoi.
Southampton 1-0 Liverpool
Thiago Alcantara nie będzie dobrze wspominał powrotu na boisko. Reprezentant Hiszpanii po zażegnaniu kontuzji wrócił do gry, ale już po kilku minutach został ukarany żółtą kartką za ostry faul w środku pola. Decyzja 29-latka kilka chwil później kosztowała The Reds utratę gola. Do stałego fragmentu podszedł Ward-Prowse, który swoim podaniem uruchomił Dannego Ingsa, a napastnik Southampton przytomnie uciekł od krycia i lobem z ostrego kąta pokonał Alissona.W dalszej części pierwszej połowy byliśmy świadkami wyrównanej walki. Co prawda Liverpool częściej utrzymywał się przy piłce. Piłkarze gości nie potrafili zamienić tego na gole. Tymczasem Święci wyglądali na lepiej zorganizowanych. Od momentu wyjścia na prowadzenie szukali kolejnych szans wyłącznie w kontratakach, głęboko broniąc dostępu do własnej bramki nie zostawiali zbyt wiele wolnego miejsca rywalom. W obronie świetnie spisywał się Bednarek. Polak zanotował trzy przechwyty, cztery wygrane pojedynki powietrzne, aż osiem razy wybijał piłkę oraz w całym spotkaniu podawał ze znakomitą skutecznością.
Po przerwie gra toczyła się do jednej bramki. Liverpool za wszelką cenę chciał doprowadzić do remisu, ale z każdą upływającą minutą opadał z sił. Natomiast Święci przez większość drugiej połowy nie podjęli rękawicy. Skupieni na obronie wyniku, dość rzadko zapędzali się pod pole karne rywala. Goście w pewnym momencie wyglądali na zdezorientowanych. Kolejne akcje nie przynosiły oczekiwanych rezultatów, a na twarzy Kloppa widać było rosnącą frustrację.
Southampton zagrał znakomite zawody w defensywie. Swoją cegiełkę do cennego triumfu dołożył Jan Bednarek, który był jedną z najjaśniejszych postaci tego meczu. Nie jest tajemnicą, że reprezentant Polski jest czołowym obrońcą Świętych i stał się coraz bardziej rozpoznawalny wśród kibiców Premier League. Zawodnicy Hasenhuttla pokonali Liverpool 1:0, z czego cieszą się nie tylko oni, ale także spore grupy fanów w Londynie i Manchesterze, których drużyny ścigają The Reds w walce o tytuł.
-
Tabela
-
Dzisiaj rozegrane będzie półfinałowe starcie w EFL Cup pomiędzy Tottenhamem a Brentford, a jutro Manchester United podejmie u siebie w derbowym starciu Manchester City.
-
Znamy wyniki półfinałowych starć w Carabao Cup:
(bramki - Stones, Fernandinho)Finał 25 kwietnia
-
Wyniki trzeciej rundy FA Cup:
Losowanie czwartej rundy:
5-ta runda:
-
Wyniki ostatniej kolejki
-
Wyniki wczorajszych meczów:
Wolverhampton 2-3 West Bromwich Albion
Spotkanie świetnie ułożyło się dla przyjezdnych, którzy już w siódmej minucie wywalczyli rzut karny. Rywala we własnym polu karnym nieprzepisowo powstrzymywał Willy Boly i prowadzący to spotkanie sędzia Michael Oliver wskazał na jedenasty metr. Skutecznym egzekutorem jedenastki okazał się Matheus Pereira.W 31. minucie West Bromwich Albion mogło podwyższyć na 2:0, ale po uderzeniu Calluma Robinsona gospodarzy przed stratą gola uratował Rui Patricio. Siedem minut później Wilki doprowadziły do wyrównania. Po świetnym odegraniu piętą przez Boly’ego, świetnej okazji mając przed sobą tylko bramkarza nie zmarnował Fabio Silva.
Tuż przed przerwą Wilki wyszły również na prowadzenie. Po dośrodkowaniu z rzutu karnego, w podbramkowym zamieszaniu piłka spadła pod nogi Boly’ego, który strzałem z sześciu metrów umieścił ją w siatce. Gospodarze mogli tym samym w bardzo dobrych humorach schodzić na przerwę do szatni.
Siedem minut po przerwie WBA wyrównało. Po dalekim wyrzucie piłki z autu, Kyle Bartley przedłużył zagranie, a Semi Ajayi strzałem głową zaskoczył portugalskiego bramkarza gospodarzy. W 55. minucie arbiter po raz drugi w tym meczu podyktował jedenastkę dla gości, tym razem za faul Conora Coady’ego. I tym razem skutecznym strzałem popisał się Matheus Pereira.
Wilki do końca meczu szukały okazji do wyrównania, ale ostatecznie wynik nie uległ zmianie. Kamil Grosicki przebywał na boisku do 69. minuty, kiedy został zmieniony przez Hala Robsona-Kanu.
Leeds United 0-1 Brighton & Hove Albion
W wyjściowym składzie drużyny prowadzonej przez Marcelo Bielsę tradycyjnie znalazł się pomocnik reprezentacji Polski Mateusz Klich. Na debiut w Brighton nadal musi natomiast czekać Jakub Moder, którego po raz kolejny zabrakło nawet na ławce rezerwowych.W pierwszej połowie przy piłce zdecydowanie dłużej utrzymywali się gospodarze, ale to Brighton zadał skuteczny cios. W 17. minucie goście przeprowadzili doskonałą akcję, którą strzałem do pustej bramki wykończył Neal Maupay. Asystę w tej sytuacji na swoje konto zapisał Alexis Mac Alister.
Kilka minut później bliski zdobycia drugiego gola dla Brighton był Leandro Trossard, po którego zagraniu z prawej strony pola karnego i rykoszecie futbolówka trafiła w poprzeczkę. Gospodarze nie potrafili w żaden sposób odpowiedzieć i na przerwę w lepszych humorach schodzili gości.
W drugiej połowie inicjatywa należała do Leeds, ale niewiele z niej wynikało. Brighton skutecznie broniło dostępu do własnej bramki i ostatecznie odniosło trzecie ligowe zwycięstwo z rzędu. Dla gości była to również pierwsza wygrana od 21 listopada ubiegłego roku.
West Ham United 1-0 Burnley
Młoty do meczu z Burnley przystępowały w roli faworyta, mając nadzieję na przedłużenie do czterech spotkań serii kolejnych pojedynków bez porażki. Mecz nie mógł się dla nich ułożyć lepiej. West Ham już w dziewiątej minucie wyszedł na prowadzenie. Po dośrodkowaniu Pablo Fornalsa z lewej strony boiska piłka spadła na nogę ustawionego przed bramką Michaila Antonio, który nie miał żadnych problemów z trafieniem do siatki.Jak się okazało wynik 1:0 utrzymał się do końca pierwszej połowy, choć w 37. minucie na 2:0 mógł podwyższyć Angelo Ogbonna. Obrońca gospodarzy dopadł do piłki po dośrodkowaniu z rzutu rożnego, ale trafił w słupek.
W drugiej połowie gospodarze kontrolowali wydarzenia na boisku, nie pozwalając rywalom na stwarzanie klarownych sytuacji do wyrównania. Burnley nie miało żadnego pomysłu na zaskoczenie defensywy West Hamu i pokonanie Łukasza Fabiańskiego. Reprezentantowi Polski tym samym udało się zachować czyste konto.
Fulham 0-1 Chelsea
Mecz od początku toczył się pod dyktando podopiecznych Franka Lamparda. Pierwsze ostrzeżenie rywalom w dziewiątej minucie wysłał Olivier Giroud, który zdecydował się na uderzenie zza pola karnego. Piłka nieznacznie jednak minęła bramkę Fulham. W 24. minucie celnie z dystansu uderzył Hakim Ziyech, ale Alphonse Areola był na posterunku.Chelsea nie rezygnowała i atakowała dalej. Bliski wpisania się na listę strzelców był Mason Mount, ale piłka po jego mocnym uderzeniu z prawej strony pola karnego trafiła w poprzeczkę. Szczęście nie dopisało również Antonio Rudigerowi, który mógł dać Chelsea prowadzenie uderzeniem głową po dośrodkowaniu z rzutu rożnego, ale świetnie interweniował bramkarz gospodarzy.
Tuż przed przerwą miał miejsce kluczowy moment tego spotkania. Za brutalny faul na Cesarze Azpiliceucie czerwoną kartką ukarany został Antonee Robinson. Tym samym Fulham przez całą drugą połowę musiał grać w osłabieniu.
W drugiej połowie Chelsea miała przygniatającą przewagę w posiadaniu piłki i konsekwentnie szukała okazji do objęcia prowadzenia. Fulham przez długi czas skutecznie się broniło, ale ostatecznie skapitulowało w 78. minucie. Po złej interwencji Areoli piłka trafiła w polu karnym pod nogi Mounta, który bez zastanowienia uderzył trafiając do siatki. Był to jedyny gol tego meczu.
Leicester City 2-0 Southampton
Święci swój najlepszy okres mieli na początku spotkania. Aktywny był Che Adams, ale nie przekładało się to na dogodne okazje podbramkowe. W ekipie gospodarzy natomiast, najpierw dobrą okazję zmarnował Harvey Barnes, a w 37. minucie Jamie Vardy nie trafił w piłkę, znajdując się pięć metrów od bramki. Ostatecznie jednak, jeszcze przed przerwą, gospodarze wyszli na prowadzenie. Pięknym prostopadłym podaniem popisał się Youri Tielemans, a James Maddison z łatwością wygrał walkę fizyczną z Jackiem Stephensem i huknął pod poprzeczkę z ostrego kąta. Alex McCarthy nie miał szans na skuteczną interwencję przy takiej bombie. Goście mogli szybko odpowiedzieć, ale świetnego podania Jamesa Warda-Prowse’a nie wykorzystał Ryan Bertrand.Po zmianie połów obraz dominacji gospodarzy jeszcze się wyostrzył. Święci mieli tylko jedną okazję na zdobycie gola, ale uderzenie Stuarta Armstronga trafiło w poprzeczkę. Wśród gospodarzy sam Jamie Vardy mógł po przerwie zanotować hat-tricka, ale za pierwszym razem zepsuł kontratak, za drugim razem przestrzelił przy próbie lobu, a za trzecim razem pomylił się, uderzając głową. Na kwadrans przed końcem powinno być już 2:0, ale Jan Bednarek wybił futbolówkę sprzed linii po strzale Harveya Barnesa. W doliczonym czasie gry Święci ruszyli już ladą do przodu, co po raz kolejny wykorzystał Tielemans. Belg posłał podanie do Barnesa, a Anglik miał tyle czasu, że mógł spytać McCarthy’ego, w który róg ma posłać mu piłkę.
Zwycięstwo dwiema bramkami nie oddaje pełnego przebiegu meczu. Poza pojedynczymi przebłyskami, Lisy miały spotkanie całkowicie pod kontrolą. Było to drugie kolejne ligowe zwycięstwo Leicester z rzędu, dzięki któremu ekipa Brendana Rodgersa wskoczyła na drugie miejsce w tabeli Premier League.
-
Dzisiaj o 17:30 starcie na szczycie - Liverpool zagra na Anfield z Manchesterem United. Kto wygra Bitwę o Anglię? Oby Manchester United
-
@toomanyways said in [Futbol] Premier League, angielska piłka, piłkarze...:
Dzisiaj o 17:30 starcie na szczycie - Liverpool zagra na Anfield z Manchesterem United. Kto wygra Bitwę o Anglię? Oby Manchester United
Bezbramowy remis można uznać za sukces obu druzyn, które zagrały bez polotu i pomysłu na wygranie tego szlagieru .
-
@dovco_handf łatwo nie było, ale szkoda kilku sytuacji United w drugiej połowie meczu.
-
Niedzielne mecze:
Aston Villa - Everton przełożonySheffield United 1-3 Tottenham
59' David McGoldrick, J. Fleck - 5' Serge Aurier Asysta: H. M. Son; 40' Harry Kane P. Højbjerg; 62' Tanguy Ndombélé S. BergwijnW pierwszych trzech kwadransach spotkania niespodzianki nie było. Goście wypracowali sobie dwubramkową zaliczkę. Chociaż godne podkreślenia jest to, że mieliśmy wyrównane zawody, w których jednak Tottenham wyróżnił się lepszą skutecznością.
Drużyna z Tottenham Hotspur Stadium w pierwszej części oddała trzy celne strzały, z czego po dwóch próbach do kapitulacji był zmuszony golkiper Sheffield United. Wynik meczu został otwarty już w piątej minucie, gdy po dośrodkowaniu Son Heung-Mina do siatki po uderzeniu głową trafił Serge Aurier.
Tymczasem wynik na 2:0 w 40. minucie podwyższył Harry Kane. Reprezentant Anglii wykorzystał podanie od Pierre’a Hojbjerga, oddając strzał sprzed pola karnego. Tym samym napastnik Kogutów zaliczył dwunaste trafienie w trakcie trwającej kampanii.
Po zmianie stron David McGoldrick wlał nadzieję w serca kibiców gospodarzy. Zatem ekipa Chrisa Wildera mogła liczyć, że jeszcze nie wszystko stracone. Irlandczyk zamienił na bramkę genialna centrę Johna Flecka. Niemniej w 62. minucie Tanguy Ndombele strzelił gola na 3:1 dla Tottenhamu, lobując Aarona Ramsdale’a.
Do końca zawodów wynik już się nie zmienił. Jednocześnie ekipa Jose Mourinho przełamała się na wyjeździe w lidze angielskiej, gdzie nie potrafiła wygrać od czterech meczów. Dla piłkarzy Tottenhamu była to druga wygrana w 2021 roku i ogólnie dziewiąta w sezonie. Dlatego na koncie londyńskiej ekipy w tabeli Premier League już 33 punkty. Z kolei Sheffield z pięcioma oczkami wciąż pozostaje czerwoną latarnią rozgrywek.
Liverpool 0-0 Manchester United
Piłkarze Juergena Kloppa już na samym początku zaatakowali rywala wysokim pressingiem, co okazało się dobrą decyzją, ponieważ dzięki temu mogli dyktować warunki gry. Gospodarze większość akcji przeprowadzali z wykorzystaniem bocznych obrońców, a szczególnie Andrewa Robertsona. Szkot miał kilka okazji na pokonanie Davida de Gei, ale za każdym razem brakowało precyzji. Właśnie to było problemem Liverpoolu, który do 27. minuty oddał siedem strzałów, ale żaden z nich nie zmierzał w światło bramki.Na Anfield w piłkę grała tylko jedna drużyna i jak łatwo się domyślić, nie był to Manchester United, który został zepchnięty do głębokiej defensywy. Czerwone Diabły zostawiały przeciwnikowi zbyt dużo wolnej przestrzeni. Ponadto wraz w upływem czasu popełniały coraz więcej błędów w obronie oraz wyprowadzeniu piłki. Ofensywni gracze gości byli praktycznie niewidoczni, ponieważ Liverpool skutecznie wyłączył ich z gry. Zawodnicy prowadzeni przez Ole Gunnara Solskjaera United próbowali stworzyć zagrożenie w polu karnym The Reds przeważnie po indywidualnych akcjach Luke’a Shawa, lub Marcusa Rashforda, ale nie dało do pożądanego rezultatu.
Jedyny strzał Manchesteru United miał miejsce w 34. minucie, gdy rzut wolny wykonywał Bruno Fernandes. Portugalczyk nie trafił w bramkę, ale do uszczęśliwienia swoich kibiców zabrakło niewiele. Chwilę później Liverpool oddał pierwszy i równocześnie jedyny celny strzał w tej części meczu. Jego autorem był Roberto Firmino, który mógł odegrać do niepilnowanego Robertsona, ale wybrał inaczej. Brazylijczyk znalazł się w szesnastce i przymierzył w sam środek bramki, ale niecelnie. Do przerwy rezultat tego starcia nie zmienił się.
Drugie 45 minut na Anfield wyglądało bardzo podobnie, jak pierwsze. Liverpool ponownie miał dużą przewagę w posiadaniu piłki oraz oddał więcej strzałów na bramkę rywali. Wciąż problemem była jednak finalizacja kreowanych sytuacji i de Gea nie miał dużo pracy.
Manchester United wciąż stwarzał zagrożenie głównie po kontratakach, ale w ofensywie wyglądał już lepiej. Zwłaszcza, gdy Edinson Cavani pojawił się na boisku w miejsce Anthony’ego Martiala. Urugwajczyk starał się odmienić losy meczu, ale w pojedynkę niewiele mógł zdziałać. W 75. minucie kapitalną okazję na strzelenie gola miał Fernandes, który otrzymał podanie od Shawa, a następnie przymierzył w sam środek bramki. Zrobił to jednak zbyt lekko. Trzy minuty później akcja przeniosła się w drugie pole karne, gdzie de Gea zatrzymał świetne uderzenie w wykonaniu Thiago. Mimo emocji w końcowej fazie meczu, żadna z drużyn nie trafiła do siatki i hit na Anfield zakończył się remisem 0:0.
The Reds kolejne spotkanie rozegrają ponownie na Anfield. Tym razem Liverpool zmierzy się z Burnley. Z kolei Manchester United uda się do Londynu, a konkretnie na Craven Cottage, gdzie rozegra mecz z Fulham.
Manchester City 4-0 Crystal Palace
26' John Stones K. D. Bruyne; 56' İlkay Gündoğan; 68' John Stones; 88' Raheem SterlingPierwsze kilkanaście minut nie zaskoczyło nikogo, ponieważ Obywatele zdominowali posiadanie piłki i poprzez skrupulatnie budowane akcje zamierzali zagrozić defensywie przeciwnika. Szło im to jednak opornie, ponieważ brakowało strzałów, a bez tego niezwykle trudno o objęcie prowadzenia.
W końcu nastąpiło jednak przełamanie i piłkarze Pepa Guardioli strzelili gola na 1:0. Kevin de Bruyne dośrodkował do Johna Stonesa, który po uderzeniu piłki głową w lewy róg bramki, trafił do siatki. Tym samym belgijski pomocnik ma już na koncie 76 asyst w Premier League, dzięki czemu zrównał się w tej klasyfikacji z Teddy’m Sheringhamem. Gospodarze nie zamierzali się zatrzymać i dążyli do strzelenia kolejnego gola. Ta sztuka się jednak nie udała i do przerwy Crystal Palace przegrywało 0:1.
Druga połowa wyglądała niemal identycznie, jak pierwsza. Manchester City wciąż dominował nad rywalem i bombardował go strzałami. Po jednym z nich w 56. minucie do siatki trafił Ilkay Gundogan. Niemiec z łatwością minął przeciwników i z krawędzi pola karnego przymierzył fenomenalnie w prawy róg bramki.
W 68. minucie było już 3:0. De Bruyne dośrodkował z rzutu rożnego, a strzał oddał Ruben Dias. Uderzenie Portugalczyka zatrzymał jednak Vicente Guaita, który odbił futbolówkę przed siebie wprost do Stonesa. Anglik zachował się, jak rasowy snajper i przymierzył celnie w lewy róg bramki. Gdy wydawało się, że rezultat już się nie zmieni, do gry wkroczył Raheem Sterling. Anglik na dwie minuty przed końcem regulaminowego czasu gry, wykonał rzut wolny ze skraju pola karnego i okazało się to trafną decyzją. 28-latek przymierzył bowiem fenomenalnie w prawy górny róg bramki.
Crystal Palace nie istniało w tym meczu. Londyńczycy zagrali bardzo słabo w obronie oraz ataku. Brakowało wszystkiego, jakości, zaangażowania itp. Z kolei Obywatele potwierdzili swoją klasę i umiejętności sportowe. Ostatecznie zasłużenie wygrali 4:0.
Piłkarze Manchesteru City w najbliższą środę odrobią ligowe zaległości i zmierzą się na własnym stadionie z Aston Villą. Z kolei w następnej kolejce ich przeciwnikiem w delegacji będzie West Bromwich Albion. Natomiast Crystal Palace zmierzy się w derbach Londynu z West Hamem.
-
Arsenal 3-0 Newcastle United
50' Pierre-Emerick Aubameyang Thomas; 60' Bukayo Saka E. S. Rowe; 77' Pierre-Emerick Aubameyang C. SoaresW pierwszej połowie byliśmy świadkami jednostronnej gry. Zdecydowanie wyższą jakość piłkarską prezentowali Kanonierzy, jednak nie potrafili wykorzystać swojej przewagi. Sroki były zepchnięte do głębokiej defensywy i do przerwy oddały zaledwie strzał. Natomiast piłkarze Arsenalu z dużą łatwością konstruowali kolejne akcje ofensywne. Worek z bramkami rozwiązałby się wcześniej, gdyby nie rozregulowane celowniki podopiecznych Artety.
Tymczasem początek drugiej połowy bezdyskusyjnie należał do Arsenalu. Prowadzenie drużynie z północnego Londynu zapewnił Pierre-Emerick Aubameyang, który z trudnej pozycji oddał strzał nie do obrony pod samą poprzeczkę. To trafienie nadało jeszcze większej pewności siebie gospodarzom i lekkości w wyprowadzaniu następnych ataków. Po godzinie gry na tablicy wyników było już 2:0. Przy całej akcji należy pochwalić młode talenty Arsenalu. Najpierw Smith Rowe kątem oka ujrzał lepiej ustawionego Sakę, a ten bez większego zastanowienia z odległości jedenastu metrów wpakował futbolówkę do siatki.
W końcówce starcia nie wiele ulegało zmianie. Nadal warunki dyktowali gospodarze, którzy w 78. minucie dopięli swego i mogli cieszyć się z kolejnego gola. Dublet ustrzelił Gabończyk. Tym razem Kanonierzy wręcz ośmieszyli szyki defensywne Srok i do pustej bramki bez problemu trafił Aubameyang, ustalając wynik rywalizacji na 3:0.
Arsenal potwierdził tym triumfem, że jest na dobrej drodze, aby wrócić do walki o europejskie puchary. Z kolei Newcastle od dłuższego czasu jest w kryzysie, a na komplet punktów czeka od ponad miesiąca.
-
West Ham United 2-1 West Bromwich Albion
45' +1 Jarrod Bowen V. Coufal; 66' Michail Antonio A. Yarmolenko - 51' Matheus Pereira K. GrosickiBez niespodzianki obeszło się w pierwszym wtorkowym spotkaniu 18. kolejki Premier League. West Ham United pokonał na własnym stadionie 2:1 West Bromwich Albion. Na uwagę zasługuje asysta Kamila Grosickiego przy jedynym trafieniu gości.
Kamil Grosicki po raz drugi z rzędu otrzymał od menedżera West Bromwich Albion Sama Allardyce’a szansę występu od pierwszej minuty. Reprezentant Polski zajął miejsce na lewym skrzydle. Z kolei w bramce gospodarzy po raz kolejny obejrzeliśmy Łukasza Fabiańskiego.
Doświadczony skrzydłowy od początku meczu starał się być aktywny, pokazywał się do gry i szukał swoich partnerów. Po jego podaniu na bramkę West Ham United uderzał Matheus Pereira, ale piłka poszybowała nad poprzeczką. Pod przeciwną bramką groźnie było w ósmej minucie, kiedy do sytuacji strzeleckiej doszedł Craig Dawson, ale główkował niecelnie.
W kolejnych minutach inicjatywa należała do Młotów, którzy zdecydowanie częściej gościli pod bramką przeciwnika. Na bramkę gości uderzali Vladimir Coufal, Manuel Lanzini i Said Benrahma, ale bez pożądanego efektu. Wydawało się nawet, że na przerwę obie jedenastki zejdą przy bezbramkowym wyniku. Tak się jednak nie stało. W doliczonym czasie gry pierwszej połowy West Ham United wyszedł na prowadzenie. Z prawej strony pola karnego piłkę przed bramkę wstrzelił Coufal, a do siatki klatką piersiową skierował ją Jarrod Bowen.
Druga połowa świetnie ułożyła się dla podopiecznych Sama Allardyce’a, którzy w 51. minucie doprowadzili do wyrównania. Duży wkład w gola miał Grosiski, który zaliczył asystę przy świetnym trafieniu Matheusa Pereiry. Ten pokonał Fabiańskiego precyzyjnym uderzeniem sprzed pola karnego.
Radość The Baggies nie trwała jednak długo. W 66. minucie gospodarze ponownie byli na prowadzeniu. Po dośrodkowaniu z prawej strony boiska, piłkę przed bramkę zgrał Andrij Jarmołenko, a do siatki efektownym strzałem trafił Michail Antonio. Jak się okazało był to gol na wagę zwycięstwa. Goście nie byli w stanie w żaden sposób odpowiedzieć i musieli ostatecznie uznać wyższość wyżej notowanego przeciwnika. To dziewiąta wygrana West Hamu w obecnym sezonie Premier League.
Leicester City 2-0 Chelsea
6' Wilfred Ndidi H. Barnes; 41' James Maddison M. AlbrightonSpotkanie nie mogło się lepiej ułożyć dla podopiecznych Brendana Rodgersa. Leicester już w siódmej minucie objęło prowadzenie. Po wycofaniu piłki przez Harvey’a Barnesa spod linii końcowej trafiła on pod nogi ustawionego przed polem karnym Wilfreda Ndidiego. Ten zdecydował się na natychmiastowy strzał i nie dał szans bramkarzowi Chelsea.
Kilka minut później Lisy były blisko zdobycia drugiego gola. W 16. minucie potężnym strzałem zza pola karnego popisał się James Maddison, ale gościom z Londynu dopisało szczęście, bowiem piłka trafiła w poprzeczkę. Piłkarze Chelsea groźniej odpowiedzieli dopiero w 33. minucie, gdy przed szansą doprowadzenia do wyrównania stanął Callum Hudson-Odoi. Uderzył jednak nad bramką. Kilka chwil później świetnej okazji nie wykorzystał Jamie Vardy, który przegrał pojedynek sam na sam z Edouardem Mendy’m.
Konsekwentna gra Leicester City ponownie przyniosła efekt w 41. minucie. Po zagraniu Marca Albrightona piłka trafiła do zupełnie niepilnowanego w polu karnym Jamesa Maddisona, który z zimną krwią trafił do siatki.
W drugiej połowie obraz gry nie uległ zmianie. Nadal zdecydowanie lepszym zespołem byli gospodarze, którzy stwarzali sobie kolejne sytuacje do zdobycia gola. W 50. minucie na 3:0 mógł podwyższyć James Justin, ale po dośrodkowaniu z prawego skrzydła główkował tuż obok słupka. Gospodarze kontrolowali wydarzenie na boisku, a Chelsea długo nie potrafiła w żaden sposób zagrozić bramce rywali. W 86. minucie piłkę w bramce Leicester umieścił co prawda Timo Werner, ale gol nie został uznany, bowiem reprezentant Niemiec był na spalonym.
Leicester City dzięki tej wygranej objęło prowadzenie w tabeli Premier League. Drużyna Brendana Rodgersa ma obecnie jeden punkt więcej od Manchesteru United i dwa więcej od Manchesteru City. Trzeba jednak zaznaczyć, że plasujący się za ich plecami rywale mają odpowiednio jedno i dwa spotkania do rozegrania więcej. Tymczasem dla Chelsea to już szósta porażka w tym sezonie. Drużyna Franka Lamparda do nowego lidera traci aktualnie dziewięć punktów.
-
Leeds United - Southampton- przełożony
Manchester City 2-0 Aston Villa
79' Bernardo Silva Rodri; 90' k. İlkay GündoğanManchester City miał jasny plan na środowy wieczór, chcąc wygrać po raz dziewiąty z rzędu, licząc wszystkie rozgrywki. Taki stan rzeczy sprawiał jednocześnie, że podopieczni Josepa Guardioli mieli nadzieję na kontynuowanie passy spotkań bez porażki, która trwała od 25 listopada. Z kolei zespół z Villa Park liczył na rehabilitację po starciu z Liverpoolem FC przegranym 1:4.
Od pierwszych fragmentów rywalizacji mieliśmy okazję zobaczyć niezwykle ofensywną grę w wykonaniu gospodarzy. Szturm piłkarzy Man City skutkował tym, że w pierwszej odsłonie ekipa z Etihad Stadium miała aż trzynaście sytuacji, po których oddała trzy celne strzały. Niemniej po żadnej z prób piłka nie wylądowała w siatce.
Godne uwagi jest to, że już w 28. minucie spotkania z powodu kontuzji plac gry musiał opuścić Kyle Walker. W jego miejsce na boisku pojawił się Oleksandr Zinczenko. Od tej pory tempo gry znacznie spadło, a chcieli to wykorzystać goście. W 38. minucie przed szansą zdobycia bramki stanął Ross Barkley, ale ostatecznie jego próba spaliła na panewce. Zatem do przerwy miał miejsce wynik 0:0.
W drugiej połowie Manchester City wciąż wydawał się być zaprogramowanym na to, aby sięgnąć po pełna pulę. Gospodarze raz po raz atakowali rywali, ale na pierwszego gola musieli czekać do 79 minuty. Wynik rywalizacji otworzył Bernardo Silva, oddając mocny strzał sprzed pola karnego, po którym niemalże rozerwał siatkę. Tym samym cel gospodarzy został osiągnięty.
Na jednym trafieniu Man city nie chciał jednak poprzestać. Okazję na zdobycie drugiej bramki miał w 89. minucie Gabriel Jesus, który oddał strzał głową. Po tej próbie piłka trafiła w rękę jednego z rywali, więc sędzia podyktował jedenastkę. Stały fragment gry na gola zamienił Ilkay Gundogan, więc ostatecznie zawodnicy The Citizens wygrali 2:0, notując swoje 11. zwycięstwo w trakcie trwającej kampanii.
Fulham 1-2 Manchester United
5' Ademola Lookman A. Z. Anguissa - 21' Edinson Cavani; 65' Paul PogbaPiłkarze Fulham wyszli na to spotkanie z dużym zaangażowaniem i pozytywnym nastawieniem, czego nie można stwierdzić w przypadku Manchesteru, który był mocno ospały. Starania gospodarzy już w piątej minucie dały efekt w postaci gola. Andre-Frank Zambo Anguissa miał mnóstwo wolnej przestrzeni wokół siebie i z odległości koła środkowego wykonał rewelacyjne długie podanie w kierunku będącego w polu karnym Ademola Lookmana. 23-latek opanował futbolówkę, zszedł do środka i przymierzył świetnie w kierunku lewego słupka. David de Gea nie miał szans na udaną interwencję, a w tej sytuacji zawiniła defensywa, która była spóźniona i źle ustawiona. Zdecydowanie lepiej mógł zachować się Paul Pogba. Francuz źle się ustawił i nie próbował odebrać piłki, ponieważ liczył, że arbiter dopatrzy się spalonego, co się oczywiście nie wydarzyło.
Manchester United w tym meczu utrzymywał się długo przy piłce, ale nie wynikała z tego żadna korzyść. Sygnał do ataku dał Bruno Fernandes, który przymierzył nieźle z dystansu, ale piłka po jego strzale trafiła tylko w słupek. W 21. minucie Portugalczyk nie zniechęcił się i w 21. minucie dośrodkował futbolówkę w pole karne, którą wprost przed siebie odbił Alphonse Areola. Francuz zrobił to jednak fatalnie, co wykorzystał Edinson Cavani, który z bliskiej odległości przymierzył w lewy róg bramki. Czerwone Diabły po doprowadzeniu do remisu nabrały wiatru w żagle i oddały jeszcze kilka strzałów, ale prawie każdy był niecelny. Do przerwy na tablicy wskazującej wynik widniał rezultat 1:1.
Drugie 45 minut prawdopodobnie również nie rozczarowało osób, które zdecydowały się na obejrzenie tego spotkania. Manchester United udał się na Craven Cottage w celu zdobycia kompletu punktów, więc musiał strzelić jeszcze minimum jednego gola. Ta sztuka udała się w 65. minucie, gdy pokazał swoje umiejętności. Francuz sam wywalczył sobie piłkę, zszedł do środka i zewnętrzną częścią stopy przymierzył fenomenalnie w lewy róg bramki, tak, że Areola nie miał szansy na udaną interwencję. Fulham miało jeszcze sporo czasu na odrobienie strat i robiło wszystko, co mogło, aby tak się stało. Kilkukrotnie próbował np. bardzo aktywny Ruben Loftus-Cheek, ale Anglikowi za każdym razem brakowało precyzji. Ostatecznie Manchester United utrzymał prowadzenie i wygrał 2:1, dzięki czemu powrócił na pierwsze miejsce w tabeli Premier League.